W poniedziałek, 25 września, odbędzie się posiedzenie Rady Unii Europejskiej. Ministrowie spraw zagranicznych krajów członkowskich zajmą się kwestiami praworządności w Polsce. Na wniosek europosłów SLD-UP, lewicowa frakcja Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w PE, będzie głosowała przeciwko wprowadzaniu „tematu polskiego” na posiedzenie Parlamentu. Należy się spodziewać, że jego głos będzie wysłuchany i Parlament Europejski nie będzie ponownie debatować w sprawie Polski na sesji plenarnej we wrześniu.
Posiedzenie Rady Unii Europejskiej na temat stanu praworządności w Polsce, to kolejny krok na drodze do zastosowania wobec naszego kraju słynnego artykułu 7 Traktatu Europejskiego, co może prowadzić nawet do zawieszenia naszego członkostwa w Unii, ze wszystkimi tego konsekwencjami. To słynna traktatowa „broń atomowa”. Można ją zastosować po formalnym uznaniu, że państwo członkowskie nie respektuje podstawowych wartości na jakich zbudowana jest Unia Europejska. Te wartości, to m.in. poszanowanie wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, praw człowieka, to pluralizm, tolerancja i sprawiedliwość.
Znacząca większość członków Unii Europejskiej uważa, że w Polsce owe wartości się chwieją.
Propozycję zwołania Rady Unii Europejskiej zapowiedział kilka dni temu podczas spotkania z komisją wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych PE, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i jednocześnie komisarz ds. lepszej regulacji rządów prawa i Karty Praw Podstawowych, Franz Timmermans.
Przyznać trzeba, że powodów uzbierało się sporo.
Zmieniwszy ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, czyniąc go podległym sobie, rząd zwrócił się do Komisji Weneckiej o ocenę tego projektu. Uzyskał opinię miażdżącą. Zlekceważył ją jednak i jak taran poszedł dalej, wywołując wielomiesięczny już konflikt z UE. Teraz minister sprawiedliwości przygotował trzy kolejne ustawy rewolucjonizujące cały system prawny w Polsce: Ustawę o ustroju sądów powszechnych, o Krajowej Radzie Sądownictwa i Ustawę o Sądzie Najwyższym. To zdaniem wszystkich polskich autorytetów prawniczych, jak również zdaniem instytucji europejskich, demoluje niezbędny w państwie demokratycznym trójpodział władzy. „- Sytuacja powrotu do stanu, w którym o decyzjach sądu będzie decydować komitet partyjny, jest niedopuszczalna”, twierdzi Timmermans.
Nie da się ukryć, że te projekty – każdy z osobna, a zwłaszcza wszystkie razem - wyglądają groźnie i są niczym czarne chmury zbierające się nad systemem prawnym w Polsce. Niemniej z formalnego punktu widzenia sprawy ciągle nie ma. Spór dotyczy tego, co spodziewane, co zapowiedziane, a nawet, co częściowo ujrzało światło dzienne, ale gotowego, przyjętego przez Sejm i Senat oraz podpisanego przez prezydenta prawa będącego w sprzeczności z wartościami europejskimi, nie ma. Przedłożone mu do podpisu Ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym prezydent zawetował. Forma i treść „dialogu” prowadzonego obecnie na ich temat przez przedstawicieli prezydenta i rządu tym bardziej nakazują wstrzymanie się z ostatecznymi decyzjami – trwa wyraźny spór o ostateczny kształt tych ustaw.
Poruszana i niepokojąca opinię europejską sprawa dekoncentracji mediów w Polsce też nie przybrała dotąd żadnego kształtu prawnego. To jest fakt publicystyczny, propagandowo-polityczny, ale nie prawny. Również same zapowiedzi zaostrzenia prawa aborcyjnego nie wystarczą, żeby zajmowały się nimi instytucje europejskie. Jedynym realnie istniejącym faktem jest orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości w sprawie wycinki w Puszczy Białowieskiej.
Z tych właśnie powodów na wniosek europarlamentarzystów SLD-UP, cała europejska lewica skupiona w PE, jest przeciwna temu, by już teraz Parlament Europejski debatował w sprawie Polski. Nie ma sensu dyskutować o czymś, czego tak naprawdę nie ma. Gdy już te ustawy będą i gdy będą one rzeczywiście w sprzeczności z wartościami europejskimi, wtedy co innego.
Tak jak zapowiedział Franz Timmermans prezydencja estońska kierująca obecnie pracami Rady Unii Europejskiej zarządziła zwołała posiedzenie Rady już na 25 września. Wtedy Komisja Europejska przedstawi Radzie swoje stanowisko.
Jeżeli wniosek Komisji Europejskiej uzyska poparcie co najmniej 22 państw członkowskich, będzie uruchomiony kolejny etap procedury. Nie należy jednak zapominać, że postępowanie Komisji Europejskiej w sprawach polskich ma znaczące poparcie w Parlamencie Europejskim.
Głosowanie w Radzie Unii Europejskiej będzie ważnym testem dla rządu PiS. Przekona się on o skali akceptacji dla jego polityki europejskiej wśród krajów członkowskich Unii. Ryzyko, że dowiemy się prawdy jest znaczące.
Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego