W ostatnich dniach czołowe serwisy informacyjne w kraju ale też wiele zagranicznych, zamieściło i komentuje informację o rozstrzygnięciu wartego kilkadziesiąt milionów złotych kontraktu na dostawę autobusów dla polskiej armii.
W tym kontekście podnosi się nie tylko wybór oferty niemieckiego producenta autobusów, ale głównie brak złożonej we właściwym czasie oferty sanockiego Autosanu. Zakład ten od blisko dwóch lat jest częścią Polskiej Grupy Zbrojeniowej i jak całe konsorcjum finansowane jest z pieniędzy polskich podatników, a służyć ma głównie dozbrajaniu, dosprzętawianiu, rozwijaniu rodzimej myśli technicznej służącej narodowej obronności.
Brak oferty przetargowej ze strony Autosanu jest dowodem braku odpowiedzialności i wyobraźni, wręcz niechlujstwa odpowiedzialnych za te procedury w Autosanie, PGZ jak też czynników rządowych sprawujących nadzór właścicielski nad konsorcjum.
Sanocki Autosan stał się przedmiotem powszechnych drwin, kpin, synonimem niedowładu obecnej ekipy rządowej i marnotrawstwa publicznych środków.
Jako mieszkańcy powiatu i regionu odnotowujemy te opinie z wielka goryczą i zażenowaniem.
Autosan przez dziesięciolecia w okresie powojennym produkował rocznie nawet powyżej 4 tys. autobusów, zatrudniał tysiące osób, był czynnikiem miasto i powiatowo-twórczym. Był jedną z sił napędowych regionu i Polsko-twórczym ośrodkiem.
Jego anihilacja zafundowana przez solidarnościowe ekipy rządowe, skutkowała wielotysięczną emigracją zarobkową, zubożeniem społecznym, rozsprzedaniem majątku i dorobku produkcyjnego zakładu.
Te wielkie rozczarowania społeczne zostały wykorzystane przez kandydata na Prezydenta RP Andrzeja Dudę jak też kandydatów PiS w ostatnich wyborach do parlamentu. Ogólnokrajowe kampanie wizerunkowe tych kandydatów, przejazdy autobusami produkowanymi przez Autosan dawały nadzieję na uratowanie „resztek” tego zakładu.
W tym przekonaniu utwierdzała też powyborcza wizyta Premier Rządu Beaty Szydło. Roztaczano wizję powrotu do wzrostu produkcji autobusów, a nawet powrotu do ich eksportu. Rzeczywistość okazała się niestety prozaiczne. Ostatni kontrakt przekraczający swoją wartością wielkość zakupu zakładu, dający nadzieję na produkcję, okazał się być iluzją i obietnicami bez pokrycie. Doświadczamy w ten sposób rzeczywistego działania tzw. „dobrej zmiany”